Strasznie nie lubię użalania się nad sobą, ale dłużej nie wytrzymam. W jeden dzień potrafię nażreć się za dwóch, a drugiego spokojnie mieszczę się w limicie. Mam dość, bo staram się z całych sił a nie wychodzi. Nie widzę dalszego sensu prowadzenia tej diety skoro co drugi dzień zawalam. Już nie mam pojęcia co robić. Więc, wczorajszy dzień na czerwono (ale niespodzianka:)). Dzisiejszy dzień jednak na zielono. Niby jest to jakieś światełko w tunelu. Ale nie pociesza ani trochę. Myślałam nawet o udaniu się do jakiegoś specjalisty, bo to nie jest normalne że po przyjściu ze szkoły potrafię zjeść ponad 1000 kcal. I nie jestem głodna, po prostu moja ręka sama wciska mi to jedzenie. Naprawdę się starałam.
A tak bardziej pozytywnie to byłam dzisiaj na mieście i kupiłam sobie podkład. Nigdy nie mogę trafić z kolorem, może tym razem mi się udało. Znalazłam też w Rossmannie napój hamujący apetyt, więc go wzięłam. I powiem wam, że jest dość drogi jak na 10 saszetek, ale działa przez kilka godzin. Na pewno wypróbuję go w szkole. Przeszłam jeszcze dość spory kawałek z miasta do domu:)
A jak wam minęła sobota?
Bilans z dziś:
- kanapka z szynką (200)
- napój hamujący apetyt (9)
- 2 kawałki babki (479)
- kasza i żołądki drobiowe (406)
- winogrono
- brokuł
Razem: 1094/1100
Trzymajcie się chudo!

